Spojrzałam w dół, na swoje łapy.
- Asaki... - wyszeptałam i zamknęłam oczy. - Obiecałam jej, że będzie bezpieczna. Wolna. Na co ja pozwoliłam...
- Złapiemy ich. Nie martw się. Nic jej nie będzie. - pocieszył mnie Dakota.
I chociaż wiedziałam, jak puste potrafią być słowa czy obietnice, wdzięczna uśmiechnęłam się do Dakoty.
Nagle drzwi naszego wagonu się otworzyły i wyszedł przez nie czarny mieszaniec. Był od nas większy. Popatrzyłam na niego wściekła i warknęłam:
- Gdzie jest Asaki?
- Ach, ten mały to dziewczyna? A to dobre. - zaśmiał się i krzyknął przez ramię - Weźcie dajcie tu tego szczeniaka!
Po chwili dwa psy, mniejsze od prawdopodobnie ich przywódcy, wskoczyły do naszego wagonu. Jeden z nich w pysku trzymał Asaki. Na polecenie swojego szefa rzucił mi ją pod nogi. Mała od razu pobiegła za mnie.
- Z kim mamy do czynienia? - warknął czarny pies.
Popatrzyłam na Dakotę, potem na czarnego psa, a następnie znowu na Dakotę. Wymówiłam bezgłośnie: SP, po czym pokręciłam głową.
- Never. I mój hm... znajomy. - odpowiedziałam.
<Dakota?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz