Byłem zaskoczony. W tym dobrym sensie.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę…- liznąłem ją po pyszczku.
Te dwa dni przeczekałem z nią. Gdy Never się zbliżała do porodu, zabrali ją do weterynarza. Mnie też wzięli, ale musiałem poczekać na korytarzu. Potem pozwolili wejść. Były urocze. Trzy, małe brzdące, w tym dwa białe i jeden rudy. Będzie ciekawie. Jednak potem moi właściciele zabrali mnie do siebie, a Never wzięli jej do domu. Codziennie wieczorami mnie przywozili, żebym mógł zobaczyć ją i maluchy, jednak pewnego dnia mnie nie zawieźli. Myślałem że to przez to, że nie mogą lub coś im wypadało. Zacząłem się martwić, że to może być coś poważniejszego. Gdy odwiedziłem jak co noc schronisko, wśród klatek zobaczyłem… Never? Chwila, ale co ona tu robi? Zdziwiony i nieco skołowany podszedłem bliżej.
- N-Never…? Ale… Co ty tu robisz?- spytałem, próbując ukryć swoje zdziwienie.
- Nie mogłam jej pozwolić, tamtej dziewczynce, żeby tam maltretowała nasze dzieci. Zaczęłam warczeć, a czasami lekko ją ugryzłam, gdy tylko się zbliżyła. Oddali mnie więc tutaj… Ale… W sumie tak będzie lepiej. Nadal będę tutaj, a ty będziesz mógł zostać razem ze swoimi właścicielami- wyjaśniła.
Westchnąłem cicho. Nie rozumiałem, jak jej byli właściciele mogli do tego dopuścić. Otworzyłem klatkę i położyłem się obok niej i szczeniaków.
<Never?>
PS. NIE ZDRADZAM CIĘ PULPECIE
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz