poniedziałek, 2 maja 2016

Od Holly

Odebrano mi wolność.
Chole*a. Dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę, brana w gorące, ludzkie łabska i ściskana za kark abym się tak nie wyrywała. Niestety teraz nie mogłam decydować. Widocznie to jedyny los, który mi sprzymierza. Z osłabienia, nie byłam zdolna do bronienia się - drapanie chudymi łapami i gryzienie niezbyt ostrymi zębami nic nie dawało, tym bardziej, iż dostałam przez to batem. Syknęłam cicho z bólu, czując smagnięcie na moich plecach. Lecz bądźmy szczerzy - co da jedna, wychudzona, drobna suka przeciwko potężnemu mężczyźnie z tym cholerstwem w ręku? Po siłowaniu się ze mną, udało mu się wrzucić mnie do klatki. Uch, co im to da? Po dosłownie sekundzie ujrzała tylko ciemność i padające na mnie światło z krat ciężarówki. Położyłam się, wzdychając cicho i oglądając swoje blizny - cóż innego miałam zrobić. Żadnej ucieczki. To miał być spokojny dzień, w który poćwiczę sobie, jak ze swoim ,,gangiem" (teraz już mafią). Naprawdę to była dobra forma wymęczenia - włażenie na drzewa, przechodzenie przez płoty i bieganie jak popieprzona uciekając przed nastolatkami i ludźmi których wcześniej staranowaliśmy. Kolejne wzdychnięcie. I najlepsze momenty, gdy zostawałam sama na sam z Jacob'em, a ci idiotyczni zboczeńce wreszcie sobie odeszli. Postanowiłam odgarnąć od siebie złe myśli, zajmując się czymś innym - daniem sobie do rozumu, że jadę gdzieś, gdzie mogę zginąć. Nie no, ja chcę umrzeć, ale... Dla swego przyjaciela? Może już jest ze mną duchem, jak to mi żartował, mówiąc że zaraz sobie podetnie żyły drutem?
Nie minęło parę minut, a już usłyszałam kroki człowieka. Pozostało mi jedno do zrobienia. Przygotowałam się, udając spokojną, podczas gdy ten brał... Klatkę, wraz ze moją osobą? No i ch*j, mój doskonały plan ponownie się nie udał. Holly, myśl, nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli. Mogłaś się domyślić że nie weźmie cię na swoje brudne ręce a z tą nędzną kratą. W czym jest ode mnie lepsze? No tak, we wszystkim... Oby mnie zabrał na jakąś otwartą, treningową przestrzeń, bo nie ręczę za siebie... Zabrał mnie do jakiegoś budynku i postawił na blacie, przy którym siedziała młoda kobieta. Przechyliłam zaciekawiona głowę, widząc jej długie czarne włosy i zielone oczy. Facet wziął jakieś narzędzie w rękę, po czym zaczął pisać coś na białym papierze. ( A papier ma jakiś inny kolor? ) Ponownie mnie zabrał, a ja warknęłam cicho. Otworzył szare metalowe drzwi, gdzie zobaczyłam masę innych psów. Wiele z nich piszczało i szczekało. Ten widok nie był zbyt przyjemny, ale dał mi do zrozumienia, że wylądowałam w schronisku. No co im to daje?
Włożył mnie do jakiejś innej kraty, a ja stanęłam i spojrzałam na tego błagalnym wzrokiem. Plan B - uwieść człowieka oczami. Ten spojrzał na mnie, równo smutno i westchnął cicho, wyciągając rękę do krat i głaszcząc mnie palcem po pysku. Cofnęłam się lekko zlękniona , gdy zaczął odchodzić. Poczułam że na coś, a raczej kogoś wpadam. Jak poparzona wzrokiem przejechałam do tyłu, ale nie odsunęłam się.
- Mała, uważaj - powiedział cichy głos, jednak z pewnością nie był on zupełnie łagodny.
Nie odpowiedziałam, a gwałtownie wstałam i odeszłam do przodu, zupełnie ignorując osobnika. Położyłam się przed kratami.
- Nigdy nie widziałem tak spokojnej, nowej tu osoby - kontynuował. Co on ode mnie chce? Z pewnością nie chce mieć ze mną nic do czynienia. Już widzę jego zdenerwowanie że nie odpowiadam.
- Jak masz na imię kruszynko? - czy on tak naprawdę? Śmie mnie jeszcze nazywać kruszynką? To forma podrywu czy próby zirytowania mnie, albo... Próbowanie byciem ,,miłym"?
- Moje imię nie posłuży tobie do szczęścia - odparłam sucho, nie patrząc na samca. Jednak, ciekawość - pierwszy stopień do piekła, wzięła kontrolę nade mną i moje brązowe oczy zabłysły w ciemności.
Lecz psa przez ten mrok nie mogłam zauważyć, a jedynie black ślepi. Będąc pewna, że nic mi nie zrobi, z czujnością ponownie wgapiłam się na drugą stronę pomieszczenia.

Ktoś, coś? (Może odpisać kilka łosób xd)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz